środa, 30 stycznia 2013

2 odkrycia na zimę + 1 wege-bubel {update]

Koniec stycznia i zima daje się we znaki. Śnieg daje nieźle popalić, a skóra pęka w szwach.  Dosłownie pęka! Dość szybko pobiegłam do sklepu. Czas na pierwsze recenzje kosmetyków na zimno, które okazały się strzałem w dziesiątkę!


1. Iwostin Sensitia, krem ochronny z lipidami na zimę, SPF: UVA 15/ UVB 8

Krem przed którego zakupem trochę się wzbraniałam, głównie z powodu parafiny w składzie. Oczywiście czysta parafina działa świetnie na skórę, bardzo nawilża, ale niepokojąco dużo osób narzeka na zwiększającą się ilość wyprysków po niej! Stwierdziłam jednak, że dłużej tego zimna nie zniosę i, nie ważne - wypryski czy nie - muszę ocalić moje pękające naczynka!

Krem kupiłam w aptece. Dostępny jest też w zestawach. Koszt ok. 30 zł.

Czy wyskoczyły mi po nim jakieś pryszcze?

Tak. 1 każdego dnia. Jakieś takie drobiazgi, nic szczególnego. Dlatego nie przejęłam się tym, zwłaszcza, że szybko zniknęły. Nie wiem czy to kwestia oczyszczania skóry olejem (pisałam o tym tutaj), że nic więcej się nie pojawiło? Trudno powiedzieć.

Konsystencja jest gęsta i trzeba się trochę namęczyć i smarować, by krem się wchłonął.


Po wsmarowaniu krem elegancko się ŚWIECI. Efekt ten znika jedynie trochę po nałożeniu podkładu. Puder konieczny!
Czy podkład się na tym trzyma?

Tak. Całkiem nieźle. Aczkolwiek trochę szybciej potrzebuje pudru niż zwykle.
Trwałość samego kosmetyku oceniam jednak na niewielką. Nakładam go przed wyjściem do pracy - rano, i po 8u godzinach gdy wychodzę, czuję że przydałoby się go nałożyć jeszcze raz. To duży minus. Choć producent wyraźnei zaznacza na opakowaniu, żeby aplikować kilka razy w ciągu dnia - mnie to jednak rozczarowało. 

Konsystencja?
Gęsta, bogata. Zostaje film na twarzy. Osobiście nie lubię takich kosmetyków, ale pocieszam się, że ten robi dobrze mojej  skórze.

Dlaczego jednak go polecam?
Bo tak pięknie nawilża...... Oj... Naprawdę, to nie do uwierzenia. Kiedy wracam do domu, zmywam makijaż, ta skóra jest tak cudownie gładka, delikatna, tak wspaniale nawilżona. Och... nie da się tego opisać. Choćby dla tego efektu chętnie sprawdzę jakiś inny -niezimowy - krem z tej linii. To uczucie uzależnia... :) Dlatego nic nie mam do parafin! Ten krem jest świetny!


Producent  podaje oto taki skład:
Aqua, C12-15, Alkyl Benzoate, Polyglyceryl-4 Isostearate, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Hexyl Laurate, Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Octocrylene, Glycerin, Parafinum Liquidum, Butyl Methoxydibenzoylmethane, macadamia Ternifolia Seed Oil, Methylmetacrylate Crosspolymer, Cera Microcristallina, Hydrogenated Stearyl Olive Esters, Sodium Chloride,, Hydrogenated Castor Oil, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Butylparaben, Propylparaben, Ethylparaben, Methylparabe, Disodium EDTA, PEG-8, Tocopherol, Ascorbic Acid, Citric Acid, Ascorbyl Palmitate

Zaznaczyłam Glicerynę na czerwono, bowiem są dwa rodzaje gliceryny - roślinna i odzwierzęca. Należałoby tutaj dowiedzieć się jakiego rodzaju glicerynę stosuje Iwostin do produkcji tego kremu. Dlatego postanowiłam się tego dla was dowiedzieć:


Szanowna Pani,

Dziękuję bardzo za zainteresowanie naszą marką. W w/w kremie nie ma składników pochodzenia zwierzęcego. Zarówno emolienty jak i gliceryna są pochodzenia roślinnego.

Pozdrawiam,
Konsultantka Iwostin


A więc TAK - TEN KREM JEST WEGAŃSKI! 

2. Floslek Wazelina kosmetyczna o smaku czekoladowym



 Dziewczyny! Jeśli widziałyście ten kosmetyk w Rossmanie - nawet się nie zastanawiajcie! Jest on absolutnie fantastyczny! Pachnie jak ciasto czekoladowe :)! Jakie było moje zdziwienie, gdy jedna z moich pracowych koleżanek wyciągnęła identyczny o smaku waniliowym! Aaaa... chyba jeszcze jedno kupię sobie :) No i świetnie nawilża usta, i troche się błyszczy :). Bardzo polecam!

I uwaga na koniec BUBEL

Pod tym względem zawiodłam się bardzo, bowiem w nagłej potrzebie pobiegłam do apteki po pomadkę. Tak tak, proszę taką bez miodu. I padło na Oeparol. Popatrzcie na skład :/

Skład: NIEWEGAŃSKI,

Petrolatum, Paraffinum Liquidum, Ricinus Communis Oil, Cera Alba, Cera Microcristallina, Lanolin, Paraffin, Oenothera paradoxa Oil, Isopropyl Myriistate, Theobroma Cacao Butter, Parfum, Tocopheryl Acetate, Propylparaben, BHA, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl almitate, Ascorbic Acid, Citric Acid.
Koszt: 6,90 zł

Cóż, nawilża ładnie, ale nie dość, że jest na bazie wosku pszczelego, to jeszcze ma Lanolinę (wosk zwierzęcy). Cóż... nauczka- czytać baczniej opisy na kosmetykach!

A wychodząc z biblioteki zobaczyłam coś, co jednak mnie trochę rozchmurzyło :)! Nie ma tego złego zakupu, który na dobre nie wyjdzie!

No to bądźmy już happy! A jakie są wasze patenty na zimę? Jak sobie radzicie z mrozem minus kilkanaście stopni? Czy w ogóle stosujecie jakieś specjalne środki ostrożności?

niedziela, 27 stycznia 2013

Czy kosmetyki wegańskie są dobrej jakości?

Kosmetyki wegańskie cieszą się coraz większym powodzeniem - przeczytałam dziś w internecie. Litania komplementów pełnych ochów i achów na ich temat. Czy aby zawsze uzasadniona? Oczywiście używam kosmetyków wegańskich od lat, ale piać nad nimi nie będę, bo śpiewanie idzie mi marnie ;). 



Zainteresowanych oczywiście odsyłam do tego artykułu TUTAJ, podczas gdy ja spróbuję skonfrontować się z tym tematem.

1. Ekocertyfikaty

Absolutnie zgadzam się z tym, że jest to świetna rzecz. Czy wy też macie swój ulubiony certyfikat? Do moich należy oczywiście certyfikat Vegan Society. Uważam, że robią oni świetną robotę, jeśli chodzi o promocję zdrowego weganizmu. Choć niestety ich działalność zauważalna jest jedynie na terenie UK, to sam certyfikat nierzadko pojawia się na produktach również w Polsce (na naszych kosmetykach jest trochę mniej kolorowy - po prostu zielony). Na pewno jest zbawieniem, jeśli jesteście wegan(k)ami i pojedziecie gdzieś za granice, gdzie nie znacie języka, a chcecie coś kupić. We mnie budzi on zdecydowanie wiele zaufania. To gwarancja, że kosmetyk który macie w ręku jest absolutnie roślinny. Co więcej, jego składniki spełniają wysokie standardy w zakresie ochrony środowiska, wolne od GMO, oraz - to ważne - nie są testowane na zwierzętach.

Jeżeli chcecie sprawdzić jakie produkty posiadają ten certyfikat, możecie to zrobić TUTAJ w wyszukiwarce (po angielsku).

Z zaciekawieniem przyglądam się jak przyjmie się Symbol V Fundacji Viva. Jest to świeżynka, bowiem przyznaje się go dopiero od 2011 roku, marek które go dostały nie ma specjalnie dużo, a listę producentów znajdziecie tutaj.

Jest też kilka innych certyfikatów, ale przyznaję się bez bicia - wiele z nich mi się myli, albo nie budzi moich większych reakcji poza głębokim i pełnym zastanowienia "aaahaaaaa"... No dobrze, jeśli zauważę certyfikat "no cruelty" albo "soil association" to też reaguję raczej entuzjastycznie na jakiś produkt. Rozpoznaję na pewno Ecocert - ale nie budzi u mnie dużych reakcji, bo nie wszystko co ekologiczne to wegańskie. No i to nie jest tak, że poszukuję tylko produktów z takimi znaczkami.

To czego chcę się przyczepić, to nie wszystkie wegańskie kosmetyki mają certyfikat. Ba! Większość ich nie ma! Dlatego nie dajmy się zwariować. Dziwnym by było, gdyby na stronie zrobsobiekrem.pl/ albo biochemiaurody.pl ktoś wam dawał certyfikat na pojedyncze składniki. Mało tego, są firmy, które chwalą się swoją NATURALNOŚCIĄ i ROŚLINNOŚCIĄ, albo brakiem testów na zwierzętach, a "wegańskiego" certyfikatu nie mają np. Yves Rocher, The Body Shop, czy nawet spora część kosmetyków Lavera, nie wspominając tradycyjnych tradycyjnych hinduskich olei do włosów!

Czy to znaczy, że są złe? Nie. W składzie może się tam pojawiać coś, co "nie spełnia wysokich standardów ekologicznych", albo opakowanie jest mało ekologiczne. Różnie z tym bywa

Wniosek 1: certyfikaty są fajne, ale nie każdy wegański kosmetyk je ma.


2. Naturalny skład

 

Eko - ale nie wege.

Często mam wrażenie, że to fikcja. Ok. Sporo tych kosmetyków z górnej półki to naprawdę "naturalna" sprawa. Są ekologiczne, nietestowane, po prostu cud miód. A potem się okazuje, że ten MIÓD jest składzie, albo MLEKO z naturalnej krowy!

Nawet ten kosmetyk na zdjęciu. Co z tego, że jest 100% ekologiczny i w 100% naturalny, skoro jest w 100% niewegański. Mam już naprawdę po dziurki w nosie tej proekologicznej propagandy. Niedługo będą nam sprzedawać kawior czy krem z filtratem ze ślimaka z ekologicznych upraw. Nie dajmy się zwariować!

Wege ale nie eko

To prawda - kosmetyki z ekstraktami roślinnymi mają wiele cudownych właściwości. Nawet jeśli nie mają certyfikatu. Jednak równie często zawierają substancje, które takich właściwości nie mają. Nie jednokrotnie spotykam się z kosmetykami, którym nic nie mogę zarzucić pod względem składu - nie ma w nim produktów odzwierzęcych - ale... nie wiele jest w nich też składników... roślinnych? Parabeny, silikony, jakieś emolienty, a reszta to ... chemia.


Przykład?

Ta amerykańska firma, która szczyci się swoją "wegańskością" i nietestowaniem na zwierzętach, oferuje kosmetyki w cenie około 1 dolara, czyli cenowo dostępna ;). Przez internet można zamówić ich produkty także w Polsce i są tanie jak barszcz. Ale czy tak naprawdę "naturalne"? Postanowiłam sprawdzić to na jednej z moich ulubionych stron, gdzie ocenę kosmetykowi wystawił ktoś inny ;-). Chodzi o The Good Guide.

Mimo, że to angielska strona, a może nie wszystkie z was są wegankami - bardzo gorąco zachęcam do korzystania z niej (istnieje przeciez google translate). Produkty oceniane są ze względu na wpływ składników na zdrowie (Health), wpływ na środowisko (Environment), a także społeczną odpowiedzialność producenta (Society). Wybrałam pierwszą lepszą mascarę tej linii i oto rezultat.
Wiem, mały ten druk - kliknijcie by powiększyć ;).

Ops. Nasza 100% wegańska mascara, która nie testuje na zwierzętach, stosuje składniki niebezpieczne dla zdrowia?
[no dobrze, te składniki są kontrowersyjne, chodzi o probyl parabene oraz silikony, występują one także w wielu innych kosmetykach, ale z pewnością nie określiłabym ich jako naturalne].

Wniosek 2: Skład należy czytać, a nie wierzyć co mówi producent.



3. Cena


Cena a jakość to dwie różne sprawy
. Oczywiście czasami warto zapłacić za coś więcej i mieć pewność, że produkt nie był testowany na zwierzętach albo faktycznie jego produkcja nie szkodzi środowisku, ale wcale nie znaczy to, że nie można znaleźć w sklepie TANIEGO kosmetyku wegańskiego. Można i jest ich naprawdę dużo! A jeszcze więcej, można zrobić w domu! O wielu z nich mam zamiar pisać także na tym blogu.

Wniosek 3: Kosmetyki wegańskie nie muszą być drogie .
 

4. Skuteczność

 

Czy kosmetyki wegańskie są skuteczne?. Och - żeby to było takie proste.

Tu wystarczy wejść na jakikolwiek portal konsumencki, na którym ocenia się kosmetyki. Co kobieta, to opinia. Na pewno każda z nas ma w posiadaniu kosmetyk którego już więcej nie kupi. Wegański czy nie. Swoje pięć minut zmarnował. Jeżeli krem Ci nie służy, to nie ważne ile będzie miał certyfikatów na swoją ekologiczność i wegańskość - więcej go nie kupimy. A jeśli mamy kompleks na punkcie naczynek, to i tak prędzej czy później pójdziemy na ich zamykanie laserowe do kosmetyczki i żaden nawet nie wegański krem nas od tego nie odwiedzie.


Wniosek 4: Nawet wegański kosmetyk może być bublem.  


A wy co sądzicie o kosmetykach bez zwierzęcych składników? Czy macie swoich ulubieńców? A może są takie z których nie jesteście zadowolone?


 




piątek, 25 stycznia 2013

Wege tusz do rzęs - cz.1 WODOODPORNY

Zasypało. Zima szaleje. Zaspy po uszy, śnieg sypie w oczy, a tusz do rzęs jest absolutnie wszędzie.


Z tej okazji przedstawiam wam dziś krótki przegląd wodoodpornych tuszy do rzęs odpowiednich dla weganek. O zgrozo, znaleźć maskarę, która spełnia te dwa wydawałoby się banalne warunki, jest trudniejsze niż myślicie!


  Możecie się śmiać, ale nigdy w życiu nie kupowałam jeszcze tuszu do rzęs.
(hahahaha)

Naprawdę!
To oczywiście nie znaczy, że go nie używam. Wszystkie po prostu dostawałam w prezencie od mojej mamy. Ona ma taki szósty zmysł. Zawsze wie, kiedy tusz się kończy i czym prędzej wymyśla okazję, by dać kolejny! I tak przez lata! Jednak, obecny tusz (wegański) którego używam, już nie jest od mamy, ale dostałam go gratis do zakupów! Byłabym z niego całkiem zadowolona, gdyby nie to, że topnieje w oczach i w śniegu! Znaleźć jednak tusz bez śladu zwierzęcia w składzie, to jak wejść na Mont Blanc, a znaleźć taki tusz w wersji wodoodpornej - to prawie jak zdobycie Mont Everest! Wierzcie mi! A gdy już tam będziecie, będzie Wam zimno, wietrznie i nic tylko narzekać, że trzeba zejść. Zawsze jest jakieś "ale", a z tuszami nie jest inaczej. 

 

 Dlaczego tak trudno znaleźć wegański tusz do rzęs?

 Odpowiedź tkwi w tym oto składniku:


WOSK PSZCZELI (Cera flava, Cera alba), niem. Bienenwachs [czyt. Bi:nenwaks]

Wosk jest oczywiście produktem pochodzenia zwierzęcego i jest stosowany na potęgę w kremach do twarzy, balsamach, cieniach do oczu, sztyftach,  szminkach, podkładach, preparatach do pękającej skóry albo dla niemowląt, a przede wszystkim w większości tuszy do rzęs! Spotkacie go też w świecach, kredkach czy nabłyszczaczach.

Może i nie jest to nic dziwnego, bo jest to składnik dość tani, a jego właściwości kosmetyczne tego są znane od tysięcy lat. To dobry emolient, dzięki któremu kremy działają wygładzająco i natłuszczają, tworząc na powierzchni skóry delikatny film, który chroni ją przed podrażnieniami. Może chronić, a może i podrażniać. Niektóre firmy celowo rezygnują z niego, znając jego właściwości uczulające!



A czemu tyle o tym wosku?

Jest to substancja zdecydowanie wydzielana przez pszczołę, czyli odzwierzęca, i weganie jej nie jedzą (tak wiem, niektóre z was myślą, że "ja bym tak nie mogła", że "to dziwactwo", "że tyle tam tego wosku w tym tuszu co kot napłakał, więc o co tyle szumu" bla bla bla.. zapraszam do pierwszego postu na tym blogu "Weganie żyją powietrzem" ;) ). Po prostu uznajmy, że tak jak katolicy na ogół chodzą do kościoła, a żydzi jedzą koszernie,  tak weganie nie jedzą miodu i wosku. Kropka. Kwestia światopoglądu, który bardzo ładnie opisano tutaj :) [ bardzo polecam ten artykuł, jeżeli chciałybyście poczytać o cierpieniu pszczół].

Ale nie będę tutaj pisać o poglądach, tylko o wegańskich kosmetykach!



Jak rozpoznać czy moja maskara jest wegańska?

Wydawałoby się banalnie. Czytamy składy - szukamy Beeswax, albo Cera alba. Jest on robiony z Cera flavo (wosk żółty), a zatem głównie te pierwsze nazwy pojawią się w składzie naszego tuszu. Możemy też szukać alternatywy - składu bez wosku, lub składu, który zawiera
  • parafinę
  • olejami i tłuszczami roślinnymi,
  • cerezynę (ceresin, ceresin wax), wytwarzana z ozokerytu (ozokerite) 
  • karnauba (carnauba wax, cera carnauba), wytwarzany z brazylijskiego drzewa palmowego (używany też w wielu kosmetykach oraz w produkcji gumy, płyn, wodoodpornych tuszach,
  • wosk syntetyczny (synthetic beeswax).


Top 3 wegańskich wodoodpornych maskar

Szczerze mówiąc... miało być ich tutaj więcej. Przekopałam cały internet i naprawdę nie znalazłam nic więcej... Jeśli znacie jakieś inne tusze, których nie ma na tej liście, a które nie mają wosku i są wodoodporne, koniecznie napiszcie!

Moim kryterium było wegański/niewegański +relatywnie dostępny w Polsce. Jasne, że niektóre firmy testują na zwierzętach, albo nie wiadomo czy testują, ideałem byłoby, żeby wszystkie kosmetyki były ekologiczne., lecz wtedy na tej liście - nic by się nie znalazło! Jeżeli chciałybyście poczytać o regularnych tuszach  - niewodoodpornych - z tym tematem na pewno jeszcze wrócę :).


Elf Tusz Maskara do rzęs 2w1 zwykły i wodoodporny

Skład: 
Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride, Copernicia Cerifera (Carnauba) Wax, Synthetic Beeswax, Styrene/Acrylates/Ammonium Methacrylate Copolymer, Stearic Acid, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate SE, PVP, Triethanolamine, Triacontanyl PVP, Hydroxyethylcellulose, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone May Contain: Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499)

Kolor czarny.
Cena regularna ok. 15 (allegro z przesyłką) lub 1 $ w USA
Produkt: nieekologiczny. Dodatkowo cieszy się ą opinią z powodu parabenów w składzie.
Test na zwierzętach: nietestowany

 


Yves Rocher, Couleurs Nature, Mascara Volume Déployé (Tusz zwiększający objętość rzęs)

Tusz zwiększy objętość rzęs. Z pogrubiającym i wzmacniającym woskiem ryżowym. Dokładnie otula każdą rzęsę, dodając jej objętości i nie pozostawiając grudek. Zapewnia długotrwały efekt pogrubienia (12 godzin).[ Opis producenta]
Kolor czarny.
Cena regularna 49,00 zł
Produkt: nieekologiczny.
Test na zwierzętach: prawdopodobnie nie, ale nie wiadomo do końca



IsaDora, Build-Up Mascara Extra Volume 100% Waterproof

Rzęsy zdecydowanie grubsze i bardziej wyraziste. 100% wodoodporny
Kolor: black, black/brown, dark brown, dark blue
Cena regularna: 59,90 (douglas strona internetowa)
Produkt: nieekologiczny.
Test na zwierzętach: producent deklaruje, że żadne z kosmetyków nie były testowane na zwierzętach




   
Uwierzycie, że to już koniec? Spośród tylu ekologicznych firm, które produkują maskary bez wosku, żadna nie zdecydowała się na ryzykowanie wersją wodoodporną! Oczywiście, mam na myśli tutaj kosmetyki w miarę dostępne w Polsce i w pobliżu - a nie w Stanach. 

Jeśli macie szczęście mieszkać w Wielkiej Brytanii - tam całkiem dostępny może okazać się ten produkt:
 Beauty without cruelty: Mascara Waterproof 
 w cenie ok. £11.00 (można też spróbować zamówić na amazonie). Jednak na tym wybór się kończy.

 Czy znacie którąś z tych maskar? Może używałyście już, albo chciałybyście spróbować? Napiszcie koniecznie!
 Jeden z nich niedługo będę recenzować, więc na pewno dam wam znać jak mi się podobał!

środa, 23 stycznia 2013

SEKRET - Jak oczyszczać skórę mieszaną i tłustą tanio i skutecznie?

Najtańszy i najskuteczniejszy sposób na demakijaż

 

Podobał wam się teaser? Wprawdzie nigdy nie próbowałam krochmalić skóry (i nie zamierzam), jednak oczyszczanie skóry jest BARDZO ważne. 

 Demakijaż z oliwą


Przedstawię wam metodę oczyszczania, którą po prostu uwielbiam. Radzi sobie absolutnie z każdym kosmetykiem, który posiadam, nie ważna jak bardzo jest wodoodporny czy naładowany silikonami! Testowałam dotąd sporo różnych płynów, mleczek i mazideł do demakijażu, ale ta metoda jest wg mnie najskuteczniejsza i najbardziej naturalna ze wszystkich! Zajmuje trochę więcej czasu, ale wierzcie - ten demakijaż nie uczula, nie zapycha porów, a skóra jest po niej jak nowa!

Jeśli macie skórę tłustą lub mieszaną jak ja - to na pewno znacie problem zapchanych porów! Zwłaszcza jeśli w składzie waszych codziennych kosmetyków do twarzy znajdują się silikony albo parafiny. A tu niespodzianka - wszystko świeże i czyste, zero porów, świecenia się :). Nic, a nic!

Oto jak się do tego zabrać. Postanowiłam przetestować to na kilku ekstremalnie barwiących kosmetykach z półki.




Potrzebujemy 2 produktów:

1. oliwa z oliwek z pierwszego tłoczenia.

Znajdźcie cos dobrej jakości (w końcu to WASZA skóra), choć przypuszczam, że jakikolwiek inny dobry olej też się sprawdzi. Dotąd sprawdzałam też lniany - i efekt był bardzo podobny. Zapach inny.



Czyścimy skórę oliwą. A po 10-20 sekundach:


 Ok, wiem, że możecie się dziwić jak to w ogóle działa. ALE WIERZCIE MI - TO NAPRAWDĘ DZIAŁA! Olej wiąże wszystkie zanieczyszczenia dużo lepiej niż jakiś tam podrażniający żel, a przy tym szansa na to, że uczuli lub podrażni jest bardzo niewielka.

Nie wiem jak was, ale ja nie lubię tego świecenia na twarzy.
Jeżeli chcecie wykorzystać inny olej, np. kokosowy lub palmowy - prawdopodobnie się wchłonie, aczkolwiek oliwa należy do olei półwnikających z kwasami Omega 9 i zawsze zostaje na powierzchni.
Stąd punkt nr. 2.


2. delikatny żel myjący do twarzy - taki który nas nie uczula, najlepiej bez SLS w składzie.

Na zdjęciu mój osobisty hit, którego używam od lat i nie zamienię na żaden inny - Avene Cleanance. Równie dobrze możecie jednak wybrać inny swój ulubiony kosmetyk bez SLS.




Czysta sucha i bez skazy. To nie fotomontaż ;).

Skóra oczyszczona jak nigdy dotąd, a przy tym świetnie nawilżona!

Ot, i cały sekret :)!


Mała rada. Jeśli zostawicie oliwę na twarzy i weźmiecie gorącą kapiel (z duuuużą ilością pary) to ta oliwa wchłonie się jeszcze lepiej.

I będziecie wyglądać jak pupcie niemowlaka.
Chyba mówi się niezła dupcia ... no mniejsza o to.
NA PEWNO NIE BĘDZIECIE WYGLĄDAĆ DO DUPY ;).

[Za radę dziękuję mojemu jedynemu w swoim rodzaju B.]

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Weganie żyją powietrzem

Wstępniak, czyli dlaczego nie mam sztucznych cycków i po co ten blog

Byłam w niedzielę na szkoleniu. Jeśli pracujecie, to pewnie dobrze wiecie o co chodzi. Jedno z tych standardowych szkoleń z UE, na których można się za darmo najeść, napić kawy, ciastek, a na koniec dostać jakiś wylansowany papierek, który cieszy się międzynarodowym uznaniem, ale o którym nikt z moich znajomych nie słyszał. Niestety ramek nie dają. Na tych szkoleniach ludzie zwykle myślą, że nauczą się rzeczy, które zmienią potem ich życie. Dlatego spóźniłam się 1 dzień i 2 godziny. Wejście Telimeny.



Wchodzę więc, oczywiście wzrok wszystkich przenosi się z prowadzącej -  na mnie. Natychmiastowo. Jakiś młody śniady (nawet przystojny) brunet świdruje mnie spojrzeniem. Napewno znacie ten wzrok - iskrzy jak od lontu dopiero co odpalonej petardy. Trudno nie zauważyć. Tak jakby nagle wniesiono na salę deser!!! No i oczywiście musiałam się przedstawiać.  Na szkoleniach nikt się wcześniej nie zna. Uważam, że ta cała integracja to głupota i strata czasu. Ma jednak ten plus, że dzięki niej można tych ludzi jakoś wytrzymać. To może niech każdy z grupy zada L. pytanie. - No to dobrze. To zadamy. No to zadali. Nie jedno. A ten brunet to już zupełnie - nawet nie dwa. Zaczęło się.

Dygresja.

Znacie ten dowcip, że prawdziwy mężczyzna musi zrobić w życiu trzy rzeczy: zbudować dom, spłodzić syna i zasadzić drzewo? A wiecie też, że dodatkowo każdy Niemiec musi też zabić jednego Żyda i jedną wiewiórkę?

- Ale dlaczego wiewiórkę?

A dlaczego Żyda??!!

Oczywiście nic nie mam do Niemców. Chyba nawet ich lubię. Ale nie o tym... pytanie czym się zajmujesz w wolnym czasie (pracuję, studiuję.. bla bla 3 minuty gadania..... mhmm... no i lubię gotować  ...bo jestem weganką). A DLACZEGO JESTEŚ WEGANKĄ?
[A dlaczego nie co studiuję?! ]

Tym szkoleniem to chyba nie byli tak zainteresowani.
A jak długo? a czym Ty w ogóle żyjesz? Powietrzem? Co ty właściwie jesz? .. Napewno sałatę. A dlaczego? Ja bym tak nie mógł

A wiesz co to jest freeganizm? Jesteś też freeganką?

Pożałowałam, że nie zajmuję się życiem seksualnym wiewiórek albo, że nie jestem księgową. Wierzcie mi, księgowych nikt nie pyta, czym się zajmują, bo trudno sobie wyobrazić przecietnemu człowiekowi, że można pracować jako księgowy/a.

Chciałam powiedzieć, że nie jestem kosmitką i nie mam silikonowych cycków. Bałam się jednak, że pomyślą sobie coś innego niż to co chcę powiedzieć, czyli że NIE jestem kosmitką i NIE mam silikonowych cycków.
...naprawdę ja tak po prostu jem. To nic takiego.

No przecież żyję, ruszam rękami, nie mam anoreksji, nie wypadają mi włosy i zęby, nie mam raka, ani usuniętej macicy, nawet nie mam HIVa, ani nie spałam z Borysem Szycem,  możecie podejść i dotknąć jeśli chcecie. Tylko bez macania!


...Ale dobrze wyglądasz.

Tego nie powiedział ten brunet, ale inny jakiś taki... i też wolałam nie patrzeć mu w oczy... bo może pomyli mu się weganizm z onanizmem, albo jakimś free peace and love. Wolę tego nie wiedzieć?

Dziękuję. Uf. W końcu dali mi spokój.

Miałyście kiedyś taką sytuację? Kiedyś myślałam, żeby najlepiej nic nie mówić o tym jak jem. Ale potem przychodzi obiad. I znów się zaczyna. Kucharka/kelner czy inny dostarczyciel żywności krzyczy na cały głos

"DLA KOGO POSIŁEK WEGAŃSKI?!".

 I wtedy już przyłażą pojedyńczo. Tak jakby przejechał mnie samochód i zawrócił i znów przejechał, a spod zwłok wyłaziło jakieś jelito, albo jakby spadła mi na głowę cegła i a mózg ściekał poboczem powolnym strumyczkiem. I TO KONIECZNIE trzebaby to zobaczyć. Kto, Czemu, Co, Dlaczego. I tak po pięć razy. Każdemu z osobna. A im dłużej mówisz, tym więcej osób przychodzi i się pyta jeszcze raz. O to samo. A czemu ten mózg leży po lewo, a nie po prawo. Tak jakbym miała silikon w cyckach i każdy chciałby zobaczyć, czy wyglądą one sztucznie czy nie. To już wolę raz powiedziec wszystkim i mieć z głowy.

Myślałam, żeby jeszcze mówić, że jestem wegetarianką i mam alergię na mleko i ser (i masło i śmietanę, i jajka, i ryby). Ale tego to nawet ja nie ogarniam ;)                            

-----------

Oto powód :)! Mam ochotę pisać, bo jestem normalna, jestem zwykłą babką i też się zajmuję takimi zwykłymi babskimi sprawami jak na przykład:  KUPILAM KREM, CIEKAWE CZY BEDZIE DOBRY (lubie testowac kremy, no co), albo CZEMU TE WLOSY TAK WOLNO ROSNĄ, albo uwaga - to jest najlepsze - CO MAM NA SIEBIE WLOZYC?! (alternatywnie, NIE MAM BUTÓW!!!!!) ;-D. Nie śmiać się - to są poważne sprawy!


I o tym mam ochotę popisać bloga :-D! Mam nadzieję, że wam się spodoba. 

Napiszcie koniecznie czy znalazłyście się kiedyś w takiej sytuacji jak moja albo podobnej i o co chodziło. Cz też robiłyście coś zupełnie inaczej niż wszyscy?

A może jesteście uczulone na latex lub macie silikonowe piersi :)? To napiszcie koniecznie! :-)!