sobota, 16 lutego 2013

Weganom staje cztery razy

Nieważne jak długo odżywiasz się dietą wegańską, tydzień, miesiąc, 9 lat... jeśli jesteś kobietą, to pytanie padnie na pewno i budzi niezmiennie duże zainteresowanie. Tym razem usłyszałam je na drugiej części szkolenia, którym już pisałam wcześniej w pierwszym poście.



Zastanawiam się czy kiedykolwiek pytaliście swoją babcie o rozmiar penisa dziadka? A może zapytać szefa, czy woli żeby żona robiła mu dobrze rano czy wieczorem? Postanowiłam nabrać dystansu i spojrzeć na sytuację z drugiej strony. 

Miłe złego początki

Cztery godziny szkolenia i obiad. Och, w końcu, ile to przecież można siedzieć. Zwłaszcza, że Ameryki tutaj nie odkryli. Umieram już z głodu - ostatnio jadłam jeszcze w domu. Podają zupę. Kelnerka myli się dwa razy i ciągle podaje jej ten głupi żurek, a ona - że nie. Matko, co za księżniczka. Przecież w tej zupie nic takiego nie ma. Trochę tłuszczyku pływa, nic takiego. Poza tym i tak nie można się nią najeść. Zdecydowanie za mało, zdecydowanie zbyt wodnista. Na drugie ziemniaki ze skwarkami i pietruszką, kawałek kurczaka i surówka. Nie przepadam za ziemniakami, tuczą - kurczak, znośny, choć też za dużo tłuszczu. A na szyldzie napisali, że zdrowe i nieprzetworzone jedzenie. No tak, reklama dźwignią handlu. Jem spokojnie, temu typowi obok usta jak zwykle się nie zamykają, a księżniczka czeka. No bo w-e-g-a-ń-s-k-i-e-g-o jeszcze nie podano. No tak. Co za lala. Trzeba o czymś przecież rozmawiać przy stole. Kelnerka przyniosła w końcu takie cieniutkie naleśniczki ozdodbione  listkiem bazylii -  prawie jak lody! - i sosem czekoladowym. Ślinka cieknie. Ciekawe czym z czym nadzienie.... oj.. mogłam powiedzieć, że też jestem wegetarianką. To wygląda i pachnie niebiańsko.
- Przepraszam, czy w tych naleśnikach są jajka?
- Taak... - waha się kelnerka - w naleśnikach zwykle są jajka...
- Miałam zamówiony posiłek wegański. Jajka nie są wegańskie.
Boże! I ona nie chce tych cudownych naleśniczków?!
- Dobrze - zapytam kucharza.  Kelnerka najwyraźniej zestresowała się całą sytuacją, nieco stremowana wzięła talerz z tymi naleśnikami i zbierała się do wyjścia, byle tylko szybciej zniknąć nam z oczu.
-Proszę Pani, te naleśniki można zostawić. My chętnie zjemy - mówię niby w żartach, ale.. niee... . To nie żart. Naprawdę bym zjadła. Ach.. w porównaniu z tym kurczakiem, to czysta słodycz.. Nic z tego. Nie daje się przekonać. A księżniczka siedzi. I czeka i udaje, że nic się nie stało. 

Tematy, o których się nie rozmawia

Któryś z chłopaków chyba powiedział to na szkoleniu. Trzech tematów nie powinno się poruszać w towarzystwie. Te tematy to: 
1. Religia 
2. Polityka 
3. Orientacja seksualna. 
Więc zapytałam ją o ten weganizm. Żeby zagaić rozmowę, skoro i tak jeszcze czeka na jedzenie ... szczerze mówiąc to nie rozumiem... Boże, co to za głupota każe żeby naleśników nie zjeść, bo jajka. Nie dość, że jej pod nos podstawią za darmo, to źle...
- A skąd u Ciebie ta dieta?
Ja bym tak nie mogła naprawdę. No ok. Przecież wiem czym te zwierzęta się karmi, jestem w tej branży od lat, dyrektor handlowy na cały region suplementów żywieniowych dla zwierząt. Akurat JA wiem z czym to się je... hah.. a w zasadzie, co te zwierzęta jedzą. Głównie antybiotyki i odżywki. No ale po to one są żeby je jeść chyba.
- No ale mleko jest po to żeby je pić? Zwierzęta dają je nam ludziom.
- A gdybyś miała dziecko i karmiła je piersią, to pakowałabyś to mleko w kartony i sprzedawała w supermarkecie?
Tym już przegięła. - Przecież po to krowy dają mleko, żebyśmy mogli je pić.
- Krowa daje mleko jak jest w ciąży. Daje je cielakom, a nie ludziom. 
Sorry - ta laska naprawdę przegina. Kto jak kto, ale ona pewnie w życiu krowy nie widziała, gdy JA i MOI PRZEDSTAWICIELE sprzedajemy tych antybiotyków dla krów setki miesięcznie. Co ona wie o krowach. One dają mleko ciągle, po co by inaczej dojarki sprzedawali! - To niby po co są krowy, jak nie dla ludzi? Co by z nimi było gdybyśmy ich nie zabijali na mięso czy skóry?
- Żyłyby.
-Ale byłoby ich za dużo!
- Już teraz jest ich za dużo. Kiedyś każdy miał jedną krowę, która żywiła całą rodzinę, a teraz zabija się ich tysiące, byśmy mogli iść do sklepu i kupić kawałek kotleta a resztę wyrzucić.
- Czyli musimy je jeść, żeby nie wyrzucać...
- Ale to jest błędne koło, nieustająca konsumpcja. Słuchaj... - widzę przecież, że ją zatkało... -  kiedyś tak nie było. Teraz ludzie chodzą do pracy. zarabiają pieniądze po to żeby jeść więcej, więcej konsumować i wyrzucać, więcej wydawać, a gdy się kasa kończy, to znów idą do pracy, harują, dostają awanse, tylko po to, by zarabiać jeszcze więcej i jeszcze więcej wydawać. Błędne koło. Gdzie w tym logika?
- Ale musisz kupować - przecież te twoje dżinsy, sweterek, ktoś wyprodukował, po to żebyś mogła je kupić. 
- To po co produkują. Niech przestaną. Kiedyś każdy miał dwie pary spodni i chodził w nich lata. Słyszałaś przecież o tej żarówce, która świeciła ponad sto lat i to było tak długo, że producent stwierdził, że nic nie sprzeda i zaczęli produkować takie co świeciły krócej.. (blondi, która siedziała przy stole obok też potwierdziła, że słyszała)
-To Ty przeciwko czemuś protestujesz? Przecież świata nie zmienisz!
Coś tam jeszcze chciałam dodać, ale ta blondynka obok zaczęła wyciszać dyskusję. No ok. Może ją trochę atakuję, to prawda - jest w mniejszości. Wokół sami mięsożercy. Z trudem próbujemy ukryć, że jest to dziwactwo i może ma racje. Nie wychodzi nam to. BO TO JEST DZIWACTWO. Zaczęły zmieniać temat na szkolenie - a w międzyczasie przyszedł obiad dla niej. Ryż z leczo warzywnym. Nawet nieźle to wyglądało. Tylko, że my wszyscy już prawie kończyliśmy nasz obiad, a ona niespiesznie zabierała się za swój.. Zaczęły z tą blondi zmieniać temat na coś innego, a typ obok zaczął je poganiać, bo zaraz przerwa się skończy. 

Właściwe miejsce, właściwa pora


Idzie myśliwy przez las, przedziera się przez krzaki i zarośla, przechodzi przez wąwóz, przepływa rzeczkę. Idzie, idzie, doszedł do wielkiej polany, patrzy, a tam na samym środku leży wieloryb. 

Zszokowany myśliwy pyta: - Czy ty nie powinieneś być w jakiejś wodzie, morzu, oceanie???? 
A wieloryb na to: - Tak.

[Marzenie - dzięki za dowcip! ;) ]

***
- No dobrze, czyli ryb też nie jesz? Przecież zdrowe są. Zignorowała, a ten chłopak znów zaczął ją poganiać.
Głupio spytałam. Skoro jajek nie je, to ryb pewnie też nie. To co ona je? Same tylko te warzywka?.
Chłopaki zaczęli podśmiewać się z boku wstając od stołu obok. Jeden coś tam dodał, że on by się tym nie najadł - takie tam warzywka. - Ale ja przynajmniej nie mam problemów z nadwagą. - odburknęła mu cicho i chyba go zatkało, bo tylko mruknął cicho.. ."no nie masz, nie masz"... haha.. ale go uciszyła, nabrał wody w usta... Boże, czy przy tym obiedzie ciągle ona musi wyskakiwać z tym tematem? Spokojnie nie da się zjeść. Ciągle tylko ten weganizm tu, i tam - że to niby takie fantastyczne sobie się głodzić. Ciągle sobie czegoś odmawiać - to nie, bo ma ość - to nie bo ma kłak. Zwariować można. Chociaż nie. To ja zaczęłam o tym gadać chyba. Nie dało się znieść patrzenia jak my już kończymy obiad, a ona ani zupy, ani drugiego nawet. Księżniczka. Będzie mieć dzieci to się nauczy jeść normalnie. A nie... cyrk odstawia. Jak długo już? 6 lat? Bez komentarza. Ten chłopak co siedział obok mnie powiedział dokładnie to co pomyślałam:
-A Ty to wiecznie się głodzisz. Normalnie byś jeść zaczęła. Ciągle sobie czegoś tam odmawiasz. mówił jak jakaś stara ciotka.
- Kurcze, ja nie mam problemu. To chyba wy macie z tym problem. Jestem szczęśliwa z tym jak jem i nie zamierzam nic zmieniać. Zejdźcie ze mnie. Czekam sobie spokojnie na obiad, a nikomu to nie odpowiada, że co - że czekam? To ja będę głodna, a nie wy. - no to się uniosła. Dziwne, że znosiła nas tak długo z tym stoickim spokojem.
-Ale my nie możemy patrzeć jak będziesz siedzieć głodna! - chyba się znali dobrze z tej swojej pracy, ale miał rację. Też mi z trudem to przychodziło. Jadłaby normalnie i po problemie. I te naleśniczki przecież pachniały tak wspaniale.
No i tak sobie tam gadali - ale już mi się słuchać tego nie chciało. Ludzie, zmieńcie ten temat. 
Spot reklamowy PETA podkreślający, że warzywa i owoce mają istotny

Deser

Dołączyłam do reszty, w korytarzu, przed salą. Oczywiście jeszcze trochę czekaliśmy, bo tamci wciąż byli w kuchni i czekali aż ona skończy jeść. Nie wiem po co ona to robi. Serio. I czego ona jeszcze nie je. Ok. mięso, ryby, czekolada, jajka, mleko. To co - spermy tez nie? haha ... rzuciłam między chłopaków. 
- Słuchajcie, ciekawe jak Ci weganie sobie z sexem radzą? 
- Jak to jak? Normalnie chyba.
 - No a wiecie, sperma to co 
- O... to na pewno nie, bo to nie wegańskie. 
Hahaha...
- biedny ten jej facet! 
- Ja tam bym nie mógł z taką.  
haha..
No, ciekawe ciekawe co by powiedziała
- No to ją zapytajcie. - Przyszedł ten jej wyszczekany kumpel i drugi z nich go pyta 
- ej, Ty, B. a czy Ty wiesz, czy weganie ... no... wiesz.. połykają? A reszta w śmiech. Hah.. no, takim tonem się spytał, że trudno się nie zaśmiać. 
- Ty lepiej wyjdź, bo widziałem jak ktoś za oknem ucieka ze strachu i z KRZYKIEM. Wyglądała jak twoja INTELIGENCJA! - I wszedł do sali.To mu powiedział Potem tamta przechodzi. Chyba już skończyła jeść. - Czemu się tak na mnie dziwnie patrzycie? Uśmiechnęła się, ale nikt nic nie odpowiedział, tylko jakoś wstrzymywali śmiech - weszła do sali jak gdyby nigdy nic, i wszyscy ryknęli głośnym śmiechem. Najgłośniej ten jej kumpel z pracy. Później jakoś nikt nie odważył się już zadać jej tego pytania.


No comments, Sir

Narrację włożyłam w usta jednej z uczestniczek tego szkolenia, bo nie chce mi się narzekać,  prostować i tłumaczyć. Nie chodzi o weganizm, ale o to żenujące uczucie bycia pod ostrzałem, w centrum uwagi. Znacie to skądś? Po wejściu do sali, ktoś mnie zapytał:
 -  czy zadali Ci to PYTANIE?
- Jakie pytanie? 
- Nie, żadne. A za drzwiami donośny śmiech mojego kolegi z pracy. Nie wyolbrzymiam. Kto go zna, to wie, że nikt nie śmieje się głośniej od niego.
- co.. pewnie znowu coś o o połykaniu? - pytam mojego kolegę 
- A skąd wiedziałaś? POWIEDZIELI CI?
- Nie. W życiu słyszałam już tyle głupich pytań na ten temat, że mało co mnie rusza. To jest po prostu najbardziej żałosne.
Przykro mi się zrobiło mimo wszystko, że ten mój drugi kolega z pracy, zawsze szczery jak anioł śmiał się najgłośniej. I nie do mnie, a ze mnie. Moja praca wymaga ode mnie by z ludźmi "konfliktowymi" rozmawiać ze stoickim spokojem, wręcz ignorancją. Przecież to nie ja jestem ich problemem. Tutaj - za cierpliwość powinni wynagradzać niebem ;).

Przy obiedzie rozmawiać o pogodzie

A czy ja wyglądam na Chrystusa? Po co pytać czemu jestem weganką, skoro i tak wiecie co jest lepsze - dajcie mi zjeść w spokoju obiad. I tak was nie obchodzi, co wam powiem, bo nie powiem nic "Normalnego":
- Mam alergie (.. ale jesteś biedna)
- Karmie i mój synek jest uczulony na mleko (oj.. nie powiedziałabym że jesteś matką..świetnie wyglądasz...  biedny dzieciaczek.. a ile ma latek)
-nie lubie miesa - (o... ja tez nie lubie tlustego, moja mama to juz nawet ryby nie tknie)
- nie jestem głodna (jedz.. marnie wyglądasz)
- mam kaca (ooo... pobalowało się wczoraj.. a gdzie byłaś).
Ale to nie prawda. To co mam mówić? Nie chce mi się nic mówić, nie chce mi się z siebie tłumaczyć, ani tym bardziej patrzeć jak ktoś odbiera moje słowa za atak swoich moralnych i życiowych wyborów, tylko dlatego, że są to rzeczy zbyt niestrawne jak na rozmowę przy obiedzie.

Nikt nie pyta cudzej babci robi dziadkowi loda, albo czy ją dziadek bierze od tyłu? 
Ja też nikogo nie pytam - jak długo jesteś impotentem albo czy lubisz się masturbować rano?
SĄ PYTANIA, KTÓRYCH GRZECZNOŚĆ NAKAZUJE NIE ZADAWAĆ w towarzystwie, którego nie znasz.

Tematy, o których się nie rozmawia - modyfikacja


Sytuacje: rodzinne, biznesowe lub inne, które ma być w założeniu miłe:
  1. Polityka
  2. Religia
  3. Orientacja seksualna
  4. Weganizm
***
Kiedyś na innym szkoleniu na którym byłam dominowali 16-18 latkowie (chodziło o pisanie projektów Młodzieży w Działaniu). Mając 24 lata byłam tam najstarsza, ale wciąż młodsza od prowadzących. Przemili ludzie. Sytuacja z jedzeniem się powtórzyła, ale w grupie było 4 wegan i 2 wegetarian, i dla tych 6 osób kucharz musiał gotować jeszcze raz, bo za pierwszym razem zapomniał sprawdzić na wikipedii dla kogo gotuje. Ciekawe, czy cukrzykom też serwuje obiad z naleśników z czekoladą i lodów? A Żydom wieprzowinę w sosie śmietanowym? I Ci młodzi ludzie stwierdzili, że napiszą projekt dotyczący tolerancji żywnościowej. Sami nie czuli jakiejś potrzeby zmiany diety, ale rozumieli, że inni mogą mieć inne poglądy.  Był to jeden z milszych pomysłów jakie kiedykolwiek usłyszałam, mimo, że nie zrealizowany.

***
Koniec. Wiem. Walka z wiatrakami :). Nie Ci, to inni :).
Może miałam pecha i trafiłam na grupę o dość niskim poziomie wrażliwości. I nawet gdy nie chciałam tego tematu podsuwać, ciągle go wyciągali jak jakiś brylant o niespotykanym kolorze, na którzy ciągle chce się patrzeć, krytykować, wyśmiewać się, a jednak ciągle patrzeć.Chyba miałam pecha jednak.
Im częściej mnie coś takiego spotyka, tym bardziej burzy mi się w żyłach socjalizm. Nie zrozumiesz dyskryminowanego, póki Ciebie nie zdyskryminują :P

Czy weganki / weganie połykają?

Postanowiłam jednak odpowiedzieć na to pytanie. To zależy od preferencji :P. 
Są jednak badania, które dowodzą, że weganie cieszą się zdecydowanie lepszym ( i przez wiele lat) życiem seksualnym, niż przeciętny mięsożerca, głównie z powodu chorób związanych z układem krwionośnym i cholesterolem, które znacznie częściej dotykają tych drugich. Są ponadto szczuplejsi i sprawniejsi, niż niedomagający "starsi panowie z brzuchami" co sprawia, że nawet w starszym wieku nieźle dokazują w łóżku (Cytuję za Dailymail.co.uk ;-) ). Natomiast takie produkty jak owsianka i ziarna, szpinak i zielenina, a także grejfruty pomarańcze i brzoskwinie są niezastąpione, jeśli mężczyźni chcą się cieszyć niezawodną erekcją (źródło: menshealth.com).




 Może macie jakąś radę - co zrobić w takiej sytuacji? A może znacie/znałyście jakiegoś gorącego weganina? ;) Piszcie koniecznie !



poniedziałek, 11 lutego 2013

Tofu zamiast LENTILEK, czyli mini wege przewodnik po Pradze

Tydzień w Pradze, trochę odpoczynku, rozrywek kulturalnych, spacerów, a przede wszystkim kilka wegańskich odkryć. Postanowiłam troszkę o tych Czechach popisać, znów nie-kosmetycznie, ale mam nadzieję, że wegańskim czechofil(k)om się przyda.

 

To tylko czeski łamaniec językowy. Oznacza: przełóż palec przez gardło.

Weganie w Pradze

Z zaskoczeniem odkryłam, że w Czechach do nie dawna działało Czeskie Vegan Society! Jak pewnie wiecie, jest to prężnie działająca światowa organizacja zajmująca się weganizmem, z siedzibą w Wielkiej Brytanii, a tu proszę. Było jedno tuż za naszą granicą. Po krótkim wywiadzie z moim zaprzyjaźnionym czeskim weganinem okazało się jednak, że jest to już przeszłość, a ta "prężna" działalność czeskich aktywistów skupia się aktualnie (luty 2012)  na dwóch innych projektach - mianowicie na:

Wzałożeniu ma on promować zdrowy wegański styl życia poprzez sporty walki różnego rodzaju (strona jest też po angielsku). O ile wiem, jest to aktualnie dość aktywna grupa jeśli chodzi o sport, jak i o działalność (prowadzą sklep internetowy z wegańskimi suplementami). Czemu mnie to dziwi? U nas mało komu przyszłoby do głowy promować jakąkolwiek dietę w ten sposób! Poza tym wielu wegan często deklaruje poglądy pacyfistyczne, co z tymi sportami walki się ewidentnie kłóci.

2. česká vegetariánská společnost,
czyli Czeska Organizacja Wegetariańska - ta strona niestety tylko po czesku. Nie wiedzieć czemu w tej organizacji działa również wielu wegan. (Mój przyjaciel twierdzi, że to dla pieniędzy, ale nie mnie to oceniać). Zaskakujące jest to, że działają oni od wielu wielu lat bez przerwy (październik 2005), wydają własne pismo i działają nad promocją diety wegetariańskiej. Organizacja ta stała w dość jawnej opozycji z czeskim Vegan Society (Česká veganská asociace - strona została już zamknięta, ale wciąż można znaleźć informacje o ich aktywności na facebook czy youtube). W wyniku dość niezrozumiałej konkurencji przetrwała tylko ta pierwsza. Osobiście oczywiście wolę wegańską organizację - ale sam fakt istnienia takiej organizacji jest pozytywny. W Polsce nie mamy żadnej organizacji, której jedynym celem byłaby promocja wegetarianizmu, poza oczywiście Fundacją Viva!, choć jej pierwszym i najważniejszym priorytetem jest działalność prozwierzęca, a dopiero w dalszej kolejności promocja wegetariańsko-wegańskiej diety.





Kafka był wegetarianinem!




Jeśli zdarzy wam się pójść do muzeum jego imienia - pewnie się tego nie dowiecie. W restauracji obok tego muzeum oraz we wszystkich innych miejscach o nazwach "Restaurace Kafka", "Restaurace Franz Josef" "Kavarna Frank"  - też wam tego nie powiedzą. Ale ja wam to mówię ;)!

Prezydent Czech po I wojnie swiatowej Tomasz Masaryk - też próbował, a w każdym razie podobno pochwalał.



Restauracje i wege-knajpy   
Zdjęcie: http://www.lovinghut.cz/veganske-speciality.html


 Jest ich całe mnóstwo! Nie tylko w przepełnionym turystami centrum - ale także w bardziej mieszkalnych dzielnicach. Cenowo - oczywiście można znaleźć rzeczy poniżej 100 koron (ok. 16 zł), ale żeby się naprawdę najeść potrzeba ok. 130-150 koron. Mam tu na myśli miejsca, które szczycą się swoją "wegetariańskością" albo "wegańskością" prawie że w nazwie - oczywiście można też korzystać z wegetariańskich opcji w menu innych restauracji, a tutaj cenowo bywa różnie. W zależności od ilości gwiazdek takiego miejsca. W pizzerii (pizza bez sera) lepiej przygotować się na wydatek około 200 koron i więcej. Co zaskakuje - to zdecydowana większość tych miejsc ma coś wspólnego z religią. Sieć restauracji Loving Hut z dość tanim i smacznym jedzeniem prowadzona jest przez wyznawców chińskiej guru Ching Hai wg której wegańska dieta, pokój i miłosierdzie wobec innych zmieni świat. Biorąc pod uwagę, że ta Pani ma około 20 tys. wyznawców na całym świecie, myślę, że jej restauracje przyciągają co najmniej drugie tyle, zwłaszcza, że w Polsce również możemy się do takiej wybrać (Warszawa i Świdnica). Cóż... zauważyłam to dopiero po zajrzeniu na ich stronę internetową, więc to chyba nic groźnego. 

Dla odmiany Restaurace Country Life s.r.o. (link po czesku) - odrobinę dorższy - religijne nie jest, ale również stanowi społeczność, gdzie duży nacisk kładzie się na ochronę środowiska oraz ekologiczność produktów. Mają sieć zrzeszonych dostawców i oferują produkty wysokiej jakości - eko. Trochę zdjęć z niej zamieścili Jill i John na swoim blogu Vegan Backpacker

O ile do Country Life nie udało mi się dotrzeć, to naprzeciwko hostelu znajdowała się akurat Gopal (Nerudova, w pobliżu zamku Hradczany), która  zalicza się do grupy miejsc prowadzonych przez Hare Krishna. Można tam też spotkać ich wyznawców w tradycyjnych strojach, a wegatarianie dostaną tam deser w cenie posiłku, choć weganie muszą się obejść smakiem (jakaś taka kulka serowa, której nawet nie miałam ochoty próbować) - nie jest to fajne. Nie ma tam menu - dostaje się to, co akurat zostało ugotowane (zupa + drugie danie +deser). Posiłek wielkości tego na woodstocku, ale dużo bardziej różnorodny ;). Jednak za 180 koron wydaje mi się, że to jednak strata pieniędzy. A więc nie polecam.


Na pewno jest też wiele innych :)! Indyjskie np. Govinda czy Beas. Nie byłam, nie wypowiadam się. Jeśli chcielibyście zbadać temat bardziej Tutaj możecie znaleźć te i inne adresy, a także na stronie happycow.net. - a ja chętnie poczytam w komentarzach :-)!




Jeśli stawiacie na wyprawę low budget albo macie okazję podróżować tak jak ja z OGROMNYM głodomorem, można zajść do tzw. "chińczyka" - byle dalej od starego miasta. Mnie się akurat zdarzyło przechodzić obok całkiem zadbanej, ładnej, przestronnej i miłej restauracji pełnej Czechów z ogromnym wyborem potraw z tofu poniżęj 100 koron - więc.. myślę, że na pewno się to opłaca :).

Witraż A. Muchy w Katedrze św. Wita gdzie jakiś święty też zabiera się do picia.
No właście - Co do picia


 Weźcie piwo! Czesi nierzadko zamawiają je do bardziej obfitego posiłku. Oczywiście zauważycie to, jesli zdarzy wam się pójść gdzieś gdzie chodzą normalni ludzie, a nie turyści!

U Koucura. Hospoda w najstarszej częsci miasta, turystów aż dwójka (my), wpadają tam wieczorem Czesi, a miejsce jest swojskie i przyjazne bez przepychu. Nerudowa ileś - chyba pięc.




Tak jak to je po ćesku? 


 
Czesi Polaków nie kochają tak jak my ich. Warto to sobie uświadomić. Nikt u nich nie powie, że jesteśmy ich dużym bratem z Północy, choć nam się zdarzy mówić o Czechach jak o braciach z Południa. Jeśli będziecie mówić po angielsku - oczywiście wszędzie się dogadacie. Polecam jednak spróbowanie czeskiego - nas Polaków nie kosztuje to wiele wysiłku, a można spotkać się z całkiem sympatyczną reakcją i możliwością wtopienia się w "czeski" a nie "turystyczny" tłum :).  

Spróbujcie - to całkiem łatwe: 
1. zamiast cz, sz, rz, wymawiamy ć, ś, ź (w pisowni tam mają taki haczyk)

2. Zamiast Pan/Pani - mówimy "wy"

3. Nigdy przenigdy nie używamy słowa SZUKAĆ (siukat, lepiej hledat) oraz SER (lepiej syr).


W restauracji, która ma różne potrawy nie tylko weganskie idzie to mniej więcej tak (łatwe ;) ).

[fonetycznie - oczywiście z góry mowie że uczyłam się czeskiego wieki temu i tylko 1 semestr, więc pamiętam prawie NIC :) A poniżęj to jest naprawdę tylko język przetrwania weganina/ki - niemniej każdy Czech zrozumie wiec nie warto się przejmowac gramatyka tak mocno :) najwyżej pomyślą ze jesteśmy z Rosji  albo Serbii;) ]

Dobri den (dzien dobry). / Dobri wecier.

Chtielabych nieco weganskego. / Mate wi neco veganskeho? / Jsem veganka/ vegan.


(ktos wam odpowie - jak nie rozumiecie - Mozete wi mluuwit pomalu?)

Ano (tak) / Nie
Djekuji. (bez dź)
Prosim tofu z zeleninami (? - zelene albo jakos tak to warzywa, zele, zeli - to kapusta - inne rzeczy mozna przeczytac z menu ;).
Prosim jednou kawe / piwo / dwie kawi.
To je z vejcami? (jajka) / z mesem? (mieso) / bez mleka / bez smetani / z med-em (miod)?

To je bez mesa? Nieco bez mesa? (nieco=coś)
Moge zaplatit? / Mozete rozmenit? / Kolik stoi? (ile kosztuje)

Kde je....?

Ne wim. / Ne mluvim ćeski.
Welce skusne (bardzo smaczne).
.... nebo.... ? (tzn. ze ktos was pyta o dwie opcje .... czy ....? To poproscie o powtorzenie, albo ze "Ne rozumim, ne mluvim ceski dobże" i dadza wam spokoj ;-) - moze chodzic np. na wynos? albo picie? mozna sie domyslic)
 Prosim jeden listek. (bilet)
Na schledanu / na schle (do dowidzenia)
Heski wecier (milego wieczoru)

A reszte skumacie bez problemu :). Koniec. Można się nauczyć w ciągu jednego dnia :). 

Jeśli jednak boicie się, że to jednak ponad wasze siły - a znajomość nazw nieweganskich produktów będzie wam niezbędna - polecam Vegan Passport. Zamówić można w Vegan Society w Wielkiej Brytanii, albo zajrzeć o tutaj  (wersja do przeczytania online) i wydrukować sobie stronę 33 z czeskim. Ostrzegam - jest to podobno napisane jakimś staroczeskim i brzmi nieco komicznie, niemniej umożliwia komunikację (spójrzcie dla porównania na równie zabawnie brzmiącą wersję polską). Mozna włożyć do portfela na wszelki wypadek, zwłaszcza jeśli jedziecie gdzieś na prowincję. 


Tofu zamiast LENTILEK



Wygląda to jakoś tak podobnie.
Niestety Lentilki są z mleczną czekoladą w środku. Dobrym pomysłem na małe co nieco może być FLAPJACK. Zakochałam się w tym batonie od pierwszego zjedzenia- znalazłam go w jakiejś czeskiej żabce - składa się on z ziaren i dużej ilości orzechów i jest absolutną bombą kaloryczną wartą grzechu! W supermarketach możecie też znaleźć spory wybór batoników z płatków owsianych, orzechów  i musli - oczywiście tanio itd. Polecam jednak czytać skład - bo choć bez mleka i serwatki, często mają miód (med).

Moim osobistym hitem stały się te ciastka:

Kupiłam dwie paczki w supermarkecie albert (nie wiem, może w Polsce też są? jeśli coś o tym wiecie - koniecznie napiszcie.) - czekoladowe zwykłe ciastka owsiane - velce skousne (smaczne)!. Dobra przekąska w czasie długich spacerów przez okolice gdzie nic wegańskiego się na horyzoncie nie jawi.


Oraz oczywiście TOFU!
Parę rzeczy na wyposażeniu wegańskiej lodówki mojego czeskiego kolegi

1/10 moich czeskich zakupów ;-)

Mój przyjaciel twierdził, że próbował już tofu w różnych miejscach w Europie, ale czeskie i tak smakuje mu najbardziej. Nie wiem ile w tym lokalnego patriotyzmu (wiadomo - Czesi chcieliby być najlepsi we wszystkim), ale mnie ono też smakuje najbardziej! Zwłaszcza uzene  (wędzone). Największym jednak jego plusem jest TANIOŚĆ i DOSTĘPNOŚĆ. 
sojowe produkty oraz cukry (100=ok. 15-16 zł)


W samym centrum - na placu (nam./namesti) Republiki, niedaleko dworca kolejowego, albo tuż obok dworca Florenc (wyjscie z metra) mozna znaleźć supermarket Billa - gdzie owa DOSTĘPNOŚĆ staje się prawdą. Zrobiłam sobie zapas tofu (było też naturalne), kupiłam też kilka opakowań tempehu oraz małych parówek lahudka z pastą z tofu (PYSZNE!). Bez problemu znajdziecie tam też wiele rodzajów cukru trzcinowego (widywałam to w moim sklepie z eko-zywnoscia dużo drożej) oraz różne produkty z sojowe.

Na blogu swoim blogu Zielona Strona Sylwia dość szczegółowo wypisała co można jeszcze w Czechach kupić. Oczywiście istnieją jeszcze sklepy eko/bio, cenowo bardziej przystępne niż polskie. W samej Pradze podobno godny polecenia jest bioobchod  niestety nie byłam tam, ale następnym razem raczej uwzględnię w planie wycieczki ;-). Podobno także w Kauflandzie czeskim jest spora półka wege produktów, ale tam też nie byłam - nie mieszkam też na tyle blisko granicy, by móc tam tak często jeździć i sprawdzać ;-), ale jest to na pewno budujące. Szkoda, że w Polsce się nie możemy się doczekać takich alternatyw.


alternatywny deser


(děkuji!!!)


Ten deser dostałam po obiedzie, ktory przygotowal mi moj Czeski kolega :)! Booooskiii!

Praga alternatywnie - może dla niektórych oznaczać CouchSurfing. Jeżeli znacie i korzystacie z tej strony - tak jak ja (taaaaak - to znaczy, że u mnie też można przenocować jeśli ktoś z was mnie na tej stronie znajdzie ;) - polecam wam zajrzeć do grupy Vegan Hosts in Czech czy jakoś tak. Można wyszukać. Służą pomocą innym weganom/wegankom - i jest to naprawdę przemiłe - baaaardzooo otwarci ludzie i nie tylko w Pradze, ale w całym kraju - Ci akurat na ogół do Polaków nic nie mają :). Nie koniecznie trzeba oczywiście u nich spać - zawsze można spotkać się po prostu pogadać - jeśli oczywiście maja chwilę. [Dementuję plotki, że to tylko dla ludzi młodych. Z ludzi, których dzięki CS poznałam - średnia wieku to ponad trzydzieści, a najstarszy obchodził ze mną swoje 65 urodziny, które postanowiliśmy zorganizować razem i było naprawdę świetnie :)].  Bierzcie jednak pod uwagę, że Praga to popularne miasto i jego mieszkańcy dostają dużo zapytań tygodniowo, a latem nawet i więcej - więc warto się nieco wysilić albo liczyć się z tym, że hostel może być koniecznością.

Wszystkie mewy prowadzą nad Wełtawę ;), i żadna mewa świętemu nie przepuści.

Dla fanów squat-ów - niestety dodam, że od niedawna nie istnieje w Pradze ani jeden -  z powodu dość restrykcyjnej polityki nie wiem kogo, rządu czy miasta. W każdym razie wszystkich rozpędzili dość brutalnie i nagle - na wegańską kuchnię społeczną i koncerty nie ma więc co liczyć. Na tanie piwo oczywiście można liczyć wszędzie - ale w Czechach to przecież standard ;).

Fanów hard core'u też muszę trochę rozczarować. W mieście jest tylko jedno miejsce - taka knajpa w parku nie daleko Wyszehradu- gdzie można tego rodzaju muzyki posłuchać - ale tylko i wyłącznie gdy jest koncert. Na co dzień nic tam się nie dzieje i nie warto tam iść. Info o aktualnościach można znaleźć tutaj: http://www.czechcore.cz - dla całego kraju.

Pamiętajcie! knedlicki są wegańskie! :)! 

Z pozdrowieniami

Vegiórka z Dzięciołem


A jakie są wasze doświadczenia z wegańskimi Czechami? Co przywozicie ze sobą z Czech? Co was tam zaskakuje?Jakie miejsca polecacie :)? Piszcie - na pewno chętnie skorzystam z rad, gdy następnym razem będę się tam wybierać :)!